
Z szacunku dla rzeczywistości, czyli fenomen Rymkiewicza
Autor: Jerzy Biernacki, Lip 8, 2020, #Tradycja
Jarosław Marek Rymkiewicz, podczas uroczystości wręczenia mu wyróżnienia pod nazwą STRAŻNIK PAMIĘCI, mówił m.in., że rozmyślania o przodkach doprowadziły go do dręczącego go od dawna pytania: “Kim jestem? Trochę jestem Niemcem – wyznawał – trochę też Litwinem, trochę jestem Tatarem, trochę też Francuzem, może i Rosjaninem, ale tego nie jestem pewien, trochę jestem luterański, trochę kalwiński, trochę prawosławny, ale i owszem także rzymsko-katolicki i trochę – co wynika z mojej tatarskości – trochę mahometański. Ale jedną rzeczą, która jest pewna, jest to, że nie ma we mnie ani kropli krwi polskiej. – No to dlaczego jestem Polakiem i czy jestem Polakiem?” – zastanawiał się, dodając, że nigdy do polskości nie aspirował, ani też jej nie wybierał. – Stało się tak dlatego, że jako mały chłopiec na tajnych kompletach recytowałem polskie wierszyki i śpiewałem polskie piosenki patriotyczne i nie zadawałem sobie wówczas pytania „kim jestem?” Zacząłem je sobie zadawać znacznie później.(…) – Czym więc jest polskość? Ona nie jest ani biologiczna, ani genetyczna, ona nie bierze się z krwi, a nawet, jak pokazuje mój przykład – może dość wyjątkowy – nie bierze się z pochodzenia. Polskość to jest straszna siła duchowa i to nie my ją wybieramy, bo nie możemy tu niczego wybierać. To ona nas wybiera, ona chce nas mieć i wtedy nas wybiera. Nie ja ją wybrałem dla siebie. Myślę, że to ona mnie wybrała, bo chciała mnie mieć. Ale wybrała was, moi Drodzy, wszystkich, bo chce was mieć. Nie należy pytać o pochodzenie, o geny, o krew, należy tylko oddać się tej strasznej sile, a ona całą resztę za nas załatwi. (podkr. moje – J.B.; Portal dorzeczy.pl 9 listopada 2017 r.)
Kiedy w związku z tą wypowiedzią Poety myślę o jego całej twórczości (a znam co najmniej 2/3 albo nawet 4/5 jego dorobku literackiego), dochodzę do wniosku, że całe to – przyznać trzeba nader osobliwe, ale i ważne – wyznanie bierze się z głębokiego poczucia rzeczywistości, jaka go otacza i jaką opisuje, z wielkiego dla niej szacunku, właściwego poetom najwyższej klasy. Powie ktoś, że to nieprawda, że poeci to przecież są pięknoduchy, chodzące z głową w chmurach, myślące o niebieskich migdałach i czekające na boskie natchnienie. Zapewne są i tacy, ale odejdźmy od stereotypów.
Rzetelny poeta, pisarz, eseista szanuje rzeczywistość, poważnie traktuje jej elementy, relacje między nimi i między nimi a człowiekiem, a samym poetą, zwłaszcza gdy jest to rzeczywistość przyrody żywej, fauny i flory, ich życia i śmierci, a także gnicia, rozkładu i to nie tylko w kompoście, ale wszędzie, na widoku, zwłaszcza jesienią, jak w ogrodzie Rymkiewicza w Milanówku, kosmosie dużej części jego poezji. Są to żywe, półmartwe i martwe jeże (które poeta szczególnie sobie upodobał), wróble, turkawki, koty, a nawet myszy, a także czarne gawrony, traktowane zresztą z pewną niechęcią, zdarza się też, acz rzadko, rudzik i inne lotne i nielotne stworzenia, także najprzerozmaitsza roślinność, na czele z daglezją, której zaletą jest także to, że rymuje się z poezją…
Poeta bowiem, zapewne dla udźwignięcia ciężaru nawisłej treści wiersza, nie unika łatwych rymów, jak gdyby zależało mu na pewnej potoczystości ciągu słów, chociaż przecież stać go również na rymy świeże, zaskakujące, a nawet niekiedy na enjambement. Mniejsza jednak o rymy, warto natomiast podkreślić, że poeta, dysponując uwolnioną wyobraźnią, z jednakową naturalnością i – rzekłbym – oczywistością opisuje zarówno ów ozdobny płaszcz zewnętrzny pięknego na oko świata przyrody, jak i to, co znajduje się pod nim, właśnie ów rozkład, gnicie, śmierć, traktując jedno i drugie niejako na równi. Z tym tylko, że owo zewnętrzne piękno świata przyrody jawnie go cieszy, napawa radością, wyraźnie niekiedy przyznaje się do tego, natomiast ten drugi, podspodni obraz przedstawia z chłodną rzetelnością, nie szczędząc szczegółów, z zadziwiającą uporczywością. W jednym z tekstów o Rymkiewiczu określiłem to jako oswajanie śmierci, ale nie w takim znaczeniu, jak czyni to nasza cywilizacja, która nie tyle śmierć (nie mówiąc o rozkładzie i gniciu) oswaja, co ją unieobecnia, ale tak, że jest ona po prostu częścią życia, jakąś jego fazą, jemu przynależną. A opisujący to zjawisko poeta ma czynić to na zimno, bez emocji, jak uczony rzeczowo opowiadający o prawach natury.
Podobnie podchodzi pisarz do rzeczywistości historycznej, którą przedstawia w takich swoich dziełach, jak “Wieszanie”, jak “Kinderszenen”, jak opowieści o Reytanie czy o sprawie Zborowskiego. Są to maksymalne przybliżenia, ze szczegółami, jak w opisie wybuchu tzw. czołgu-pułapki na ulicy Kilińskiego podczas Powstania Warszawskiego, gdzie zginęło w sposób straszliwy ok. 300 osób, a sztab powstańczy siłą podmuchu został odrzucony od otwartych okien kilka metrów pod przeciwległą ścianę (“Kinderszenen”); podobnie (w “Wieszaniu”) widzimy, jak wieszanemu biskupowi wypada drewniana sztuczna szczęka, itp. W tych opisach jest pewne, wydaje się, że mimowolne, okrucieństwo, ale nie pour épater le bourgeois, lecz po to jedynie, by te elementy/momenty dziejącej się rzeczywistości rzetelnie przedstawić.
Tak samo dojmująco, ze szczególną radykalnością, prezentuje autor swoje oceny różnych rzeczywistości, różnych zdarzeń historycznych, gdy np. Powstanie Warszawskie, uważane przezeń za wydarzenie równie wielkie jak chrzest Polski w 966 roku, wedle jego zdania miało dwojakie skutki: bezpośrednie (hekatomba ofiar) straszliwe i pośrednie – pozytywne, bo było istotnym zbiorowym czynem w ciągu wydarzeń prowadzących do przywrócenia Polakom wolności i niepodległości. A wolność , będąca tematem głównym opowieści o Zborowskim i Reytanie, to przecież jeden z głównych czynników konstytuujących polskość, tę straszliwą siłę…, o której w 2017 roku mówił poeta. Bez poważnego, pełnego szacunku i wnikliwości zarazem stosunku do rzeczywistości, tym razem historycznej, nie mógłby poeta tak tej polskości ukazać.
Ewolucja Rymkiewicza, poza potknięciem z lat stalinowskich, które całkowicie potępił i od którego się odciął (rozmowa poety z Jackiem Trznadlem, w książce “Hańba domowa”, Wydawnictwo ANTYK, Komorów 2006 s. 183 i n.), przebiegła od chłopca recytującego wierszyk Bełzy o małym Polaku, poprzez odnalezienie w sobie talentu tworzenia wybitnej poezji uniwersalnej, rzekłbym w znaczeniu Łeśmianowskim, aż po głębokie zaangażowanie polityczne w ową straszliwą siłę, o której mówił, i w rolę swoistego kodyfikatora polskości, jak go nazwałem jakiś czas temu. Ta konstatacja, choć ważna i prawdziwa, jak sądzę, razem z poprzedzającym ją tekstem, daleka jest, rzecz jasna, od objęcia całości dzieła Rymkiewicza, a także pełnego znaczenia jego twórczości i postawy moralno-politycznej. Będzie trzeba do tego powracać niejednokrotnie.
Copyright by Jerzy Biernacki 2020
Copyright by “Tradycja” 2020