
Herbert na czasy zarazy, czyli “NIE” jak “NIEpodległość”
Autor: Maria Dorota Pieńkowska, Lip 11, 2020, #Tradycja
Dekalog jest oparty na „Nie” – przypominał Poeta, gdy spotkał się z pytaniem, dlaczego to słowo tak często pojawia się w jego wierszach. O wadze słów i symboli świadczą najdobitniej… ich kradzieże. Przeciw nowej, świetlanej przyszłości wiezionej na sowieckich czołgach wystąpili niegdyś najdzielniejsi z dzielnych, tworząc organizację NIE, czyli NIEpodległość. Generał Fieldorf i rotmistrz Pilecki zostali zamordowani przez najpodlejszych z podłych. Spadkobiercy morderców przejęli znak, który miał się odtąd kojarzyć z ich światem: powołali do istnienia pismo „NIE”. Takie przykłady można mnożyć: ileż to razy patrzymy ze zgrozą na sponiewierane idee, więzi, znaki.
W chwili, gdy wybuchła w Polsce „Solidarność”, Herbert wracał na „kamienne łono ojczyzny” pełen nadziei. Według relacji bliskich mu osób ani przedtem, ani potem nie był tak szczęśliwy. W roku 1994 w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” wyrażał już jednak swój wielki niepokój o przyszłość Polski: „Obawiam się, że zupełnie zidiociejemy. Nie wiem, czy nie jest na to zbyt późno, ale powinniśmy rozpocząć nowoczesną edukację narodową – bez kompleksów”. Wówczas już gromadziły się nad poetą czarne chmury; mówiąc słowami jego wiersza „Koniec”: „jakby okazał się wrogiem rewolucji, a przedtem stał bezpiecznie w słońcu wodza”.
Dlaczego Zbigniew Herbert okazał się wrogiem rewolucji? Bo zrozumiał, co kryje się pod spodem. Czy tylko dlatego, że zrozumiał? Z pewnością nie – tego można się było spodziewać po kimś tak inteligentnym. Jego „winą” było to, że nie zachował tych niebezpiecznych myśli dla siebie, ale postanowił podzielić się nimi z ludźmi nieświadomymi procesu wielkiej manipulacji. Czy mógł postąpić inaczej? I tutaj odpowiedź zawiera się w tym jednym małym słowie: Nie!
Dlaczego nie mógł? Na proste pytania – jak pouczał poeta – są złożone odpowiedzi.
Zbigniew Herbert w „Rozmowie z samym sobą” powiedział: „Historia uczy nas, że można niszczyć narody i ich dorobek w sposób niemal doskonały. W czasie wojny widziałem pożar biblioteki. (…) Wtedy zrozumiałem, że kulturze zagraża najbardziej nihilizm. Nihilizm ognia, głupoty, nienawiści…” i dalej: „Podstawową funkcją kultury jest budowanie wartości, dla których warto żyć”. Poklask politycznych i literackich salonów i nawet najbardziej prestiżowe nagrody nie były – w aksjologii poety – wartościami, dla których warto żyć…
Które wartości Herbert uznał za warte życia? Po pierwsze: Niepodległość (słowo z tym ważkim prefiksem). Oto, co mówi w rozmowie z Anną Popek i Andrzejem Gelbergiem: „Jeśli jednak ktoś rzeczywiście walczył o tę niepodległość – to była Armia Krajowa przez długich pięć lat, której wysiłek określono wraz z Postaniem Warszawskim – jako daremny i politycznie niesłuszny. A także polskie oddziały walczące w lasach już po „ wyzwoleniu. A jeszcze ci, co ginęli w lochach i kazamatach bezpieki. Mam nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie faszystowsko”.
Po drugie: Tradycja. „Jesteśmy przecież wykonawcami testamentu ludzi, którzy byli przed nami, i jeśli go nie zrealizujemy, to będzie prawdziwa, bo moralna klęka” – powiedział Herbert w Gdańsku w roku 1981. O tradycji mówił i pisał wielokrotnie, była ona jednym z podstawowych tematów jego twórczości. W rozmowie ze Zbigniewem Taranienko zaznaczał: „Wydaje mi się (…), że zdobywanie tradycji jest taką samą pracą jak zdobywanie przyszłości. To taki sam wysiłek, jeśli chodzi o nakład pracy (…) Mnie się wydaje, że repetycja z historii to aktywna praca, rodzaj twórczości”.
Po trzecie: Wolność. Prawo do sprzeciwu. Prawo do inności. Zdaniem Herberta: „Uznanie, że ludzie są różni, zawiera jednocześnie wołanie o to, by uszanować ich indywidualność, odrębność, niepowtarzalność, godność. Poezja jest potwierdzeniem godności jednostki”. Tak więc poeta jest przeciw prostackim podziałom „za” lub „przeciw” tworzonym często cynicznie na użytek doraźnych partykularnych interesów. Oto jego deklaracja pomocy w ucieczce z więzienia: „Pan Cogito / chciałby być pośrednikiem wolności / trzymać sznur ucieczki / przemycać gryps / dawać znak”. Cóż z tego jednak, skoro: „W Utyce / obywatele / Nie chcą się bronić / w mieście wybuchłą epidemia / instynktu samozachowawczego / świątynię wolności / zamieniono na pchli targ / senat obraduje nad tym / jak nie być senatem”.
Po czwarte: Honor. Herbert urodzony i wychowany w II Rzeczypospolitej zna wagę tego słowa. Do honorowej walki można stanąć tylko na ubitej ziemi. Poeta dostrzega wokół siebie błoto.
Po piąte: Wierność. Nieodłączna siostra honoru. O tej parze mówi najsłynniejszy wiersz Herberta „Przesłanie Pana Cogito”.
Trzeba zaznaczyć, że żadna z tych wartości nie może istnieć bez prawdy. Wszystkie są w niej zanurzone, a jeżeli tak się nie dzieje, stają się własną karykaturą. W „Kwestionariuszu Prousta” na pytanie: „Czego pan najbardziej nie cierpi?” poeta odpowiada krótko: „Kłamstwa”.
Warto zdobyć się na wysiłek wyobraźni i na podstawie tego, co poeta zdążył nam powiedzieć za życia, zastanowić się, co mógłby powiedzieć o naszym „tu i teraz”, gdy tak wiele z jego niepokojów przyoblekło się w ciało, gdy „Hunowie postępu cwałują przez ziemskie i niebieskie stepy niszcząc po drodze wszystko co godne szacunku dawne i bezbronne”, gdy w Europie płoną kościoły, a instytucje kultury pogrążają się w nihilistycznej tandecie. W niepodległej Polsce szum patriotycznych haseł zasłania rzeczywiste działania i zaniechania, zaś dowodem istnienia „potwora Pana Cogito” są coraz liczniejsze jego ofiary. Konformiści, którzy zawsze wchodzą w alians z silniejszym, triumfują, marginalizując bądź eliminując prawych,rozumnych, bezinteresownych, a więc… niebezpiecznych. W literaturze i sztuce obowiązują hierarchie dawno ustalone. Wszystko zostało podporządkowane okolicznościom, których wykładnią jest polityczna agenda tej lub innej partii. Prawda stoi za drzwiami. Chociażby ta wyrażona w książkach wybitnego pisarza Janusza Krasińskiego, świadka polskiego heroizmu i męczeństwa. Kolejne pokolenia wzrastają w oderwaniu od własnych korzeni, a słowo „kultura” kojarzy im się najczęściej z nihilistycznym wygłupem lub pseudonaukowymi dekonstrukcjami, którym poddawani są zwłaszcza autorzy budujący i wzmacniający narodową wspólnotę. W miejscu, gdzie powinny wzrastać idee owocujące tworzeniem ładu i sensu, zapanował wszechobecny zamęt.
Co powiedziałby Herbert o tym czasie marnym, kiedy to tak ochoczo lansowani są współcześni nobliści programowo oderwani od ustalonych przed wiekami tablic wartości, a skradzione symbole ciągną za „sznurek” ci, którzy zawsze wychodzą na swoje.
Pewnie, że tego się właśnie obawiał…
Copyright by Maria Dorota Pieńkowska 2020
Copyright by “Tradycja” 2020