
Osobistość
Autor: Jerzy Terpiłowski, Mar 13, 2016, 4 Comments
W 2013 roku wydawnictwo Bellona ocenzurowało moją powieść Snajper z Harvardu, kategorycznie żądając wycięcia z niej fragmentu, który niżej przytaczam. Ustąpiłem, ale że jego treść nabrała aktualności w związku z perypetiami niejakiego Bolka – wyciągnąłem go z pendrive’a, jak IPN ze schowka w zacisznej willi. Miejsce akcji jest nieco mylące – jak to w powieści – ale chyba zarówno wielbiciele, jak zagorzali wrogowie tej postaci z pewnością ją rozpoznają. Przedstawiam:
“Rolkarze pewnie doczekaliby emerytury, gdyby prezydent miasta jednym podpisem nie położył kresu ich zabawom.
– Nie będom podskakiwać w samym sercu martylogii setek tysięcy naszych rodaków z czasów okupacji – powiedział i zakręcił ulubione pióro długości trzydziestu centymetrów, zakończone świętym obrazkiem. – Nie chcem być pamiętany przez historię jako ten, który pozwalał wyrabiać dzieciom, co chciały.
– Jest pan w niej, jako zbawca Polaków – wtrącił sekretarz.
– Dobra, nie pieprz, co znane. – Prezydent uśmiechnął się pod siwym wąsem. – Jak na hydraulika zrobiłem dużo. Tylu było mądrali, premier za premierem się zamienia, a ja jestem tam, gdzie chcem, gdzie trzeba, żebym był. Dołowałem lewicę, a jeżeli trzeba dołować prawicę, to dołuję. Jak Kościół będzie podskakiwał, to mu pojadę po dochodach.
– Starania pana prezydenta w sprawie wprowadzenia kary śmierci… i to wykonywanej przez wolontariuszy… a nie zawodowych katów są niezwykłe. Jak i sam pomysł. Wieszano i ścinano publicznie, wystawiano na widok ciała skazańców lub głowy, ale gdyby każdy mógł sobie osobiście publicznie ulżyć, to byłby naprawdę wielki postęp, bo…
– Dobrze, nie pieprz tyle. Ja się nie boję. Dla mnie liczy się tylko Bóg Ojciec i Papież. Reszta jest do zmiany.
– Panie prezydencie, skoro jesteśmy w temacie, czy nie można by usunąć muru spod hotelu Demokracja? Niemców kłuje w oczy pomnik z informacją, że siedemdziesiąt lat temu ich ojcowie rozstrzeliwali tam ofiary niepotrzebnego zrywu.
Prezydent poruszył ustami, jakby dojadał resztek śniadania. Na jego twarzy malowała się bezgraniczna pewność siebie.
– Trafiłeś, jak nowym butem w krowie łajno. Że też muszę za was myśleć. Mur zostanie. Trzeba tylko zdjąć napisy. Aha… podobno chcom w tym miejscu urządzić protest przeciw karze śmierci? Pokaz zabijania. Tyle, że na niby. Taki happaning, który wymyślili nasi przeciwnicy polityczni, to wcale nam nie zaszkodzi, a ludziom się spodoba. A niech robią! Jak znam ludzi, to im się spodoba! Nie szkodzi, że w tym samym, jednym miejscu, co kiedyś. Kto wie, może będą tam w przyszłości egzekutywy.
Sekretarz prezydenta nie miał, podobnie jak on sam, wykształcenia, ale lepszą pamięć, a może słuch.
– Egzekutywa to była w partii. A to będą egzekucje.
– A jak ja powiedziałem? No pewnie, że egzekucje. Daj dla prasy, żeby zaczęli lobować za moim pomysłem. Niech profesory wytłumaczą narodowi dlaczego trzeba egzekwować przestępców na śmierć. Którego dzisiaj?
– Trzeciego maja – podpowiedział sekretarz. ? Święto
– Prezydent uniósł nieco półdupka ze stylowego krzesełka i uchylając poły jasnoszarej marynarki z angielskiej flaneli, puścił głośnego bąka. – Ekskuze mnie ? dodał. ? A tym mądralom, którzy krzyczą o zawodowych katów, pytaj skąd niby mamy ich wziąć? Niemcy życzą sobie za wszystko, jak Cygan za matkę. Więc trzeba by to własnymi ręcami.
– Rękoma – poprawił szeptem sekretarz.
Prezydent popatrzył na niego groźnie:
– A nie rękami?
– Nie jestem pewien.
– To mnie nie poprawiaj, jak sam nie wiesz! Właśnie, że się mówi ręcami. Rękawami czy rękawoma?
– Rękawami.
– No widzisz! Więc ręcami. Pozwoliłem ci mnie poprawiać, ale rozróżniaj prawidłowe błędy języczne od nieprawidłowych. Kiedy inni robili doktoraty, ja tymi ręcami zbudowałem prulalizm. Co, znowu ci się coś nie podoba?
– Nie, nie.
– Jeden mój ruch i nie ma cię w elicie. Jasne?
– Jasne, panie prezydencie. Oczywiście, że ręcami, jeżeli pan prezydent tak chce mówić.
– Nie dlatego ręcami, że ja chcę, tylko dlatego, że kiedy pracowałem w wodociągach, to tak mówiłem, głupku. Właśnie, że można, więc czasem mówię: rękoma.
Prezydent powąchał swą pachnącą Yardleyem dłoń. Lubił się wąchać.
– Można mówić i tak, i tak. Pamiętam, co mówił profesor. Jeden lubi pomarańcze, a drugi, jak mu nogi śmierdzą. – Zakończył.
(Pozostał stenogram, bo sprytny sekretarz na wszelki wypadek nagrywał rozmowę).
Jerzy Terpiłowski, Snajper z Harvardu, Warszawa 2013.