/> „Imperium obłudy” (fragment) – Tradycja – The Tradition
Go to ...

Tradycja - The Tradition

Pismo - Forum światopoglądowe

„Imperium obłudy” (fragment)


Niedzielny ranek w El Paradiso był prawdziwie odświętny. Lekki wiaterek rozwiał mgłę i słońce przygrzewało akurat na tyle, aby zachęcić rozespanych ludzi do życia. Pachniały kwiaty otrząsające się z kropel rosy, a ptaki ,,głosiły chwałę Pana” radośniej niż zwykle. George O`Connor obejmował zachwyconym spojrzeniem twarz Beatrice siedzącej po drugiej stronie stolika zastawionego śniadaniem. Odwzajemniła spojrzenie uśmiechem.
– Mamy tu kościół, może chcesz być dzisiaj bliżej Boga? – spytała.
– Bóg jest wszędzie, gdzie pięknie – oświadczył pisarz. – Nie ma tam zbyt wielu ludzi. W twoim towarzystwie także odczuwam jego obecność…
Na twarzy dziewczyny odmalowało się zakłopotanie.
– …ale oczywiście chętnie pójdę z tobą – dodał pośpiesznie George.
– Trzeba chodzić do kościoła – stwierdziła Beatrice. – Jeżeli chcesz iść ze mną, to zróbmy to zaraz po śniadaniu. Będzie El Padre.
*
Kaplica okazała się wysoko sklepionym pomieszczeniem wmontowanym w pałacowy kompleks El Paradiso. George bezskutecznie poszukiwał znanych mu z dzieciństwa akcesoriów. Była to raczej wielka sala konferencyjna niż miejsce kultu. Wrażenie to pogłębiał stół prezydialny nakryty bogato złoconym obrusem. Wierni siedzieli na luźnych krzesełkach pośrodku sali Przy bocznych drzwiczkach stała niewielka, oszklona szafka. Miejsca przy stole zajmowało pięciu ludzi zwróconych plecami do wiszącego na ścianie niewielkiego krzyża. Twarz siedzącego pośrodku osłonięta była haftowaną chustą i bardziej przypominał rabina niż katolickiego kapłana.
– To El Padre – Beatrice dotknęła ucha pisarza gorącymi ustami. – Po jego prawej ręce siedzi biskup Bogoty, a pozostali to nasi ludzie. W większe święta celebruje mszę arcybiskup Romero, brat ministra. Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości? Bóg jest tu z pewnością bardziej niż w jakiejś głuszy. Jestem pewna, że czuje się lepiej w towarzystwie świętych ludzi, autorytetów Kościoła i cywilizacji dobra.
– Różnie bywa – odparł George.
– Wiem, że Bóg jest z moim El Padre.
– Czy sir Hardstone jest księdzem? – Głos George`a zabrzmiał głośno w akustycznym wnętrzu sali i kilka osób odwróciło się ku nim, aby zobaczyć kto zakłóca spokój.
– Ciszej, George – zganiła go Beatrice, a na jej twarz wystąpił rumieniec. – El Padre jest duchownym świętego stowarzyszenia, ale może prowadzić świecki tryb życia.
– Będzie odprawiał mszę? – wyszeptał George zdumiony.
– Mógłby oczywiście, ale upoważnił do tego majordomusa.
George dalej rozglądał się po sali. W miejscu organów dostrzegł dwa potężne wzmacniacze. Szukał wzrokiem czegoś w rodzaju ambony, gdy poczuł na ramieniu dotknięcie dłoni Beatrice.
– Podniesienie – szepnęła.
Uklękła i pochyliła się, złożywszy obie dłonie strzeliście ku górze.
Przypominała O`Connorowi święty obrazek. Przyklęknął obok, schylając głowę, ogólne szuranie stóp dowodziło, że podobnie czynią wszyscy zebrani. „Dlaczego kulminacyjnego epizodu mszy nie poprzedziły dzwonki?”
Od stołu prezydialnego powstał majordomus, podszedł do bocznej szafki, otworzył oszklone drzwiczki, wyjął z wnętrza monstrancję i postawił ją na stoliku obok bocznych drzwi. Następnie wrócił na swe miejsce. El Padre zdjął z głowy chustę i wraz z innymi kapłanami siedział wyprostowany, rozłożywszy szeroko ręce. Wierni pochylili niżej głowy.
– Panie nie jestem godna… – George usłyszał żarliwy szept dziewczyny i łzy wypełniły mu oczy. Pamiętał dalszy ciąg tego wyznania wiary, choć minęło tyle lat odkąd uczestniczył w mszy: ,,abyś wszedł do serca mego, ale rzeknij tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja.”
Jednakże zamiast tego Betrice dokończyła:
– obcowania z namiestnikami twymi, ale wyjednaj mi u nich łaskę, a będę zbawiona.
George O`Connor patrzył na nią myśląc, że śni.
,,Jakże odległą drogę przebył Kościół od czasu, gdy byłem ministrantem w małym drewnianym kościółku w Błękitnych Górach, zbudowanym przez irlandzkich i szkockich emigrantów. Wszystko, co się w nim znajdowało, wykonano ku chwale Boga. Bogato rzeźbiony i złocony ołtarz zawierał w samym środku tabernakulum ze szczerozłotą monstrancją. Nad ołtarzem dominowała figura Chrystusa, kierującego udręczony wzrok ku niebu, na którym uwijały się tłuściutkie aniołki, dmące w trąby. Z palców rąk Chrystusa i jego otwartego serca tryskały złote promienie, a pod sklepieniem kościoła widniał złoty trójkąt – oko Opatrzności. Z przeciwległej strony wnętrza widniały srebrzyste fujary organów, rozbrzmiewające szlachetną melodią ku czci Pana, a dźwięczne głosy górali przebijały się przez te tony jak źródła czystej wody tryskające z litej stromej ściany skalnych masywów. Księża, przybrani w białe komże narzucone na czarne sutanny, byli pokornymi sługami Bożymi i pomagali jedynie współbraciom znajdować w rozmowie z Bogiem słowa bardziej gładkie niż te, których prości ludzie używali na co dzień. Bóg z pewnością był w ich sercach, w tamtym kościele, nad nim i wokoło niego. Bardziej przez wzgląd na żarliwą naiwną wiarę prostych ludzi niż ceremoniał i pośrednictwo duchownych.”
Teraz, w kaplicy El Paradiso, pisarz czekał na dzwonki obwieszczające koniec Podniesienia. Nic takiego nie nastąpiło. Majordomus wstawił monstrancję do szafki i zamknął drzwiczki. Wszyscy wstali i zapadła cisza oczekiwania na coś szczególnie ważnego. Wnętrze sali wypełniała dziwna muzyka dochodząca z głośników porozmieszczanych w różnych miejscach. George pomyślał, że uczestniczy w nieznanym obrządku.
– El Padre wygłosi kazanie – szepnęła dziewczyna.
Podtrzymywany z obu stron przez kapłanów, Hardstone podniósł się z ławy. Podprowadzono go do niewielkiej złoconej i bogato zdobionej trybuny, która wyłoniła się bezszelestnie z posadzki przed stołem prezydialnym. Zajął w niej miejsce, a obaj księża uklękli obok. Rozległy się głośne fanfary, a kiedy umilkły, O`Connor miał wrażenie, iż słyszy upragnione dzwonki, które jednak okazały się tylko wewnętrznym echem fanfar. Ludzie ponownie opadli na kolana, schylając nisko głowy. Hardstone spojrzał na krucyfiks zasłaniający mu pole widzenia, przesunął go, a potem podał jednemu z księży, który pośpiesznie przeniósł ów przedmiot na boczną szafkę.
– Jesteście zbawieni – oznajmił donośnym głosem, a głośniki długo powtarzały echem te słowa – ale są, którzy usiłują ośmieszyć namiestników Bożych, wynajdując dla nich przezwiska. Twierdzą, że w ten sposób przybliżają ich ludziom. Zaprawdę powiadam wam: kapłanom należą się szczególne względy. Wyznajcie nam cześć, którą oddacie Bogu, gdy za naszą wolą będziecie przed Jego obliczem, bo po prawicy Najwyższego siedzieć będą Ci, których nie zawsze słuchaliście na Ziemi i Oni sądzić będą. Oto klucz do nieśmiertelności, wielka tajemnica wiary. Wyznajcie ją przede mną!
– Ciebie chwalimy – wzniósł się entuzjastyczny pomruk.
George ujął Beatrice za ramię.
– Wyjdźmy stąd – powiedział.
Spojrzała na niego spłoszonym wzrokiem.
– Obrazimy El Padre – oznajmiła.
– Już jako mały chłopiec mdlałem w kościele.
– Chyba że tak – zgodziła się dziewczyna. – Wyjdźmy zatem. Co by sobie ludzie pomyśleli o mnie, gdybyś tu zemdlał.
Na zewnątrz George spojrzał jej w oczy.
– Powiedz, czy ty wierzysz?
– Tak – odparła bez wahania. – To moja szansa na sukces.
George O`Connor, pisarz z Atlanty, doszedł do wniosku, że niewłaściwie sformułował pytanie. Ale nie chciało mu się już wracać do tego tematu.

Patrz: recenzja prof. Andrzeja Targowskiego – światowej sławy informatyka: http://www.tradycja.info.pl/teksty/imperium-obludy-recenzja/

O autorze: Jerzy Terpiłowski

Polski pisarz, eseista, dramaturg, tłumacz. Laureat Nagrody Ministra Kultury (2004) oraz Medalu Prymasa Tysiąclecia (2001). Organizator i prezes Stowarzyszenia "Pospolite Ruszenie" dla Ochrony Tradycji Polskiej, redaktor naczelny miesięcznika kulturalno-społecznego "Tradycja". Członek Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.