Artykuły
Wczesną wiosną 2020, jakbyśmy nagle zachłysnęli się codziennością samych siebie. Domorośli prorocy wieszczą apokalipsę, trzecią wojnę światową, coraz to inna asteroida zagraża Ziemi, rozgorączkowani ludzie, politycy snują domysły przyczyn i skutków katastrofalnego kryzysu spowodowanego przez grasującego na wszystkich kontynentach niewidzialnego regulatora, który chwyta znienacka za gardło kolejne miliony, grożąc przedśmiertną torturą powolnego topienia. Padają oskarżenia, bezradni decydenci na gwałt umacniają się we władzy rozdając wiernym resztki przywilejów, a poddani, zwani – dla śmiechu chyba -„suwerenem”, zaczynają dostrzegać bezsens i bezprawie ich rządów.
(Kliknij na tytuł i czytaj dalej…)
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Anię – córeczkę Ewy, której moja wujeczna siostra nie mogła się doczekać przez wiele lat – dziewczynka była jeszcze niespełna dwunastoletnim dzieckiem. Jej typowo polska uroda – czerwone usteczka, oczy koloru błękitu kaszmirskiego, włosy niby złota sandomierska pszenica – w Waszyngtonie, w stolicy wielkich Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki, była ewenementem. Ania znała polski, ale łatwiej się nam rozmawiało po angielsku. Zadała mi od razu mnóstwo pytań, na które w większości sama sobie odpowiadała, nie czekając na moją reakcję. Niektóre uderzały wnikliwością, tak jak to, które szczególnie zwróciło moją uwagę.
– Ciociu, a dlaczego mam być dumna z tego, że jestem Polką, skoro jestem Amerykanką? (…)
Przyznać muszę szczerze, że byłam w kłopocie. Jak tu wytłumaczyć ślicznej, kochanej Ani, że duma amerykańska to nie to samo, co polska duma, że to jakby inny świat, etc. I czy mam w ogóle prawo ingerowania w jej świadomość? (…)
(Kliknij na tytuł i czytaj dalej…)
Dekalog jest oparty na „Nie” – przypominał Poeta, gdy spotkał się z pytaniem, dlaczego to słowo tak często pojawia się w jego wierszach. O wadze słów i symboli świadczą najdobitniej… ich kradzieże. Przeciw nowej, świetlanej przyszłości wiezionej na sowieckich czołgach wystąpili niegdyś najdzielniejsi z dzielnych tworząc organizację NIE, czyli NIEpodległość. Generał Fieldorf i rotmistrz Pilecki zostali zamordowani przez najpodlejszych z podłych. Spadkobiercy morderców przejęli znak, który miał się odtąd kojarzyć z ich światem: powołali do istnienia pismo „NIE”. Takie przykłady można mnożyć: ileż to razy patrzymy ze zgrozą na sponiewierane idee, więzi, znaki. W chwili, gdy wybuchła w Polsce „Solidarność”, Herbert wracał na „kamienne łono ojczyzny” pełen nadziei. Według relacji bliskich mu osób ani przedtem, ani potem nie był tak szczęśliwy. W roku 1994 w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” wyrażał już jednak swój wielki niepokój o przyszłość Polski: „Obawiam się, że zupełnie zidiociejemy. Nie wiem, czy nie jest na to zbyt późno, ale powinniśmy rozpocząć nowoczesną edukację narodową – bez kompleksów”. Wówczas już gromadziły się nad poetą czarne chmury; mówiąc słowami jego wiersza „Koniec”: „jakby okazał się wrogiem rewolucji, a przedtem stał bezpiecznie w słońcu wodza”.
Dlaczego Zbigniew Herbert okazał się wrogiem rewolucji? Bo zrozumiał, co kryje się pod spodem. Czy tylko dlatego, że zrozumiał? Z pewnością nie – tego można się było spodziewać po kimś tak inteligentnym. Jego „ winą” było to, że nie zachował tych niebezpiecznych myśli dla siebie, ale postanowił podzielić się nimi z ludźmi nieświadomymi procesu wielkiej manipulacji. Czy mógł postąpić inaczej? I tutaj odpowiedź zawiera się w tym jednym małym słowie: Nie!
(Kliknij na tytuł i czytaj dalej…)
Gdyby jakiś uczony autorytet uniwersytecki objawił nagle światu, że wie, którędy ludzie mogą wrócić do biblijnego raju, to zarzucono by mu, że opowiada młodemu pokoleniu adeptów wiedzy głupoty i straciłby katedrę. Mógłby wprawdzie publikować pracę w odcinkach na portalach społecznościowych, powiesić kompletne dzieło traktujące o sprawie w Amazonie, albo rozwijać je w blogu, jednakże wedle powszechnej zgody, czy raczej zmowy naukowego świata, jego teoria trafiłaby na śmietnik, jako że tak naprawdę nikt powrotem do raju nie jest zainteresowany. Media skompromitowałyby autora w oczach tak zwanych prostych ludzi oraz zniszczyłyby jego wizerunek naukowy w opinii wykształconych snobów.
(Kliknij na tytuł i czytaj dalej…)
Oczywiście, Polska nie powstała ni z tego, ni z owego – jak żartobliwie stwierdził Józef Piłsudski. Sam wszak poświęcił sprawie odzyskania niepodległości większość swych myśli i czynów, a przecież przyczynili się do niej także inni Polacy, których tysiące złożyło na polach bitew najwyższą ofiarę życia. Dzięki nim, w 1918 roku, powstało suwerenne państwo polskie. Kształt jego granic ustanowiony rok później na mocy Traktatu Wersalskiego był natomiast sukcesem Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego.
(Kliknij na tytuł i czytaj dalej…)